Ashton
*W tym rozdziale pojawiają się nowe postacie: Luke Hemmings, Calum Hood i Michael Clifford
Jeśli chcecie wiedzieć, jak wyglądają zapraszam na zakładkę bohaterowie*
Normalnie nie przejąłbym się takim widokiem, ale ten gość nie pasował mi do Alice. Jest za bardzo ułożony. Chociaż nie mogę oceniać, nawet go nie znam. Jej w sumie też nie. Powinienem się stąd zmyć, zanim zacznie mi jakoś zależeć. Zawsze mam słabość do takich dziewczyn, najpierw była Katie, potem Luisa, Nicole, Samantha i kilka innych lasek. Każda z nich skończyła w podobny sposób, albo w psychiatryku, albo w grobie. No cóż same chciały się wpieprzać, oczywiście na każdej mi zależało. Jednak popełniłem ze wszystkimi te same błędy. Przez to wszystko za każdym razem musiałem uciekać, ale tutaj niczego nie spieprzę. Podoba mi się tutaj i nie zamierzam się w żadną laskę wpakować. Jest to ostatnia rzecz, jaką pragnę. Jestem tu szczęśliwy, bo jeszcze nikt z dawnego życia mnie tu nie znalazł i dzięki temu mogę spokojnie żyć. Chodzę na uniwersytet, mam swoje własne mieszkanie i samochód. Kilka znajomych i chyba nic więcej nie potrzebuję.
Przechodzę przez ulicę i nagle kilka metrów przede mną stoi Luke. Zamurowało mnie, nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Czyżby znowu mnie znaleźli? Nie chciałem tego i zamknąłem oczy, mając nadzieje, że to tylko przywidzenie. Kiedy ponownie je otworzyłem nie było go. Odetchnąłem z ulgą, ale podbiegłem do miejsca, gdzie przed chwilą jeszcze stał. Rozejrzałem się dookoła. Nie ma go. Może mój mózg powoli już szwankuje i powinienem trochę odpocząć. Idę dalej ulicą zastanawiając się, co jest ze mną nie tak, kiedy nagle czuję, że ktoś przyłożył mi coś do pleców.
- Witaj Ashton! - usłyszałem jego głos.
- Calum - warknąłem - Czego chcesz?
- Mamy coś do obgadania, choć za mną, a nic się nikomu nie stanie.
Pokiwałem głową.
Czyli jednak mnie znaleźli, dlaczego byłem tak nie ostrożny. Czemu nie zauważyłem żadnych sygnałów przez ostatnie dni. Od dwóch lat uciekam i dopiero teraz mnie złapali, a ja głupi nie wiem czemu. Wydawało mi się, że wszystko mam pod kontrolną, ale jednak tak nie było.
Zdziwiło mnie, że żaden człowiek na ulicy nie zareagował na pistolet, który Calum przystawiał mi przez całą drogę do pleców. Jednak po czasie zrozumiałem, że ludzie zawsze nie widzą tego, czego nie chcą widzieć.
Ciemnowłosy chłopak zabrał mnie do swojego samochodu, kiedy tylko wsiadłem. Osoba siedząca obok mnie na tylnym siedzeniu, przystawiła mi pistolet do głowy, był to Michael.
- Witaj kumplu - przywitałem go moim najlepszym uśmiechem.
- Czy mogę od razu rozwalić mu łeb? - zapytał Luka, który siedział na miejscu obok kierowcy.
- Nie - warknął Hemmings.
Kiedy Hood wsiadł za kierownicę wiedziałem, że nie ma już żadnej ucieczki, co najmniej za pół godziny zostanę już martwym Ashtonem Irwinem.
Na początku nie wiedziałem dokąd jedziemy, czy zawiozą mnie do ich szefa i tam rozwalą czy może zrobią to bez świadków, bo w końcu to ja ich zostawiłem i ten ich cały gówniany świat.
Jechaliśmy około dwudziestu minut w ciszy, aż w końcu podjechaliśmy pod jedną z tutejszych kawiarni, na pierwszy rzut oka nie wyglądała zachęcająco. Zaśmiałem się lekko pod nosem.
- Przyjechaliśmy na kawkę chłopaki? - zapytałem, śmiejąc się.
Wszyscy trzej spojrzeli się na mnie, ale odpowiedział tylko Calum:
- To nie są żarty Irwin - odpowiedział chamsko.
Wysiedliśmy całą czwórką z auta i naprawdę udaliśmy się do tej kawiarni. Gdy weszliśmy do środka, okazało się, że jest to naprawdę spoko kawiarenka. Cała urządzona w kolorach biało-czarnych, mimo to była bardzo przytulna. Chłopaki poprowadzili mnie głąb pomieszczenia. Usiedliśmy przy najbardziej oddalonym stoliku, tak żeby inni nas nie widzieli i nie słyszeli. Ja oczywiście zająłem kanapę razem z Lukiem, a Michael i Calum musieli usiąść na fotelach, wyglądali tak dziwnie, że ja i Hemmings zaczęliśmy się śmiać. Po tych dwóch latach dalej bawiły nas te same rzeczy, ale to chyba oczywiste w końcu kiedyś byliśmy "fantastyczną czwórką". W końcu Hood wstał z miejsca i przesiadł się do stolika obok, gdzie znajdowały się dwie kanapy na przeciwko siebie. Był to wręcz idealne miejsce, bo było w rogu budynku.
- Czy możemy już przejść do rzeczy? - zapytał Michael, kiedy wszyscy już usiedliśmy.
- Oczywiście - uśmiechnął się Hood.
- No to co? Tu przyjechaliśmy żeby mnie zabić? - zapytałem ich, rozbawiony tą całą sytuacją.
- Wiesz Ashton po tym całym czasie, stwierdziliśmy, że taka kara byłaby najłagodniejsza dla ciebie. Widzisz, wymyśliliśmy coś zupełnie innego - uśmiechnął się szyderczo Calum.
Przez chwilę zastanawiałem się o co może im chodzić, ale przecież nie miałem w tym mieście nikogo bliskiego.
- Niby co? Zniszczycie mi samochód, będziecie mi lali na jajka wrzątek czy będzie mnie kopać dopóki nie umrę - kolejny raz rozbawiła mnie ta cała sytuacja, bo znowu mam nad nimi przewagę.
- Ciesz się póki możesz - oznajmił Luke i położył swoją broń na stół.
- Wkurza mnie to, że tak siedzimy zamiast mu powiedzieć o co chodzi - mówił zirytowany Michael.
- Zaraz sam zobaczy - opowiedział mu Calum.
I wtedy, jak na zawołanie w swoim fartuchu do pomieszczenia weszła Alice, niosąc tace z kawą do stolika przy oknie. Wszystko zaczęło mnie piec, jakbym się wypalał od środka. Ona nie może skończyć jak wszystkie moje byłe. Ona się w to nawet nie angażowała, nic o tym nie wie. Więc po co? Nie mogę im na to pozwolić.
- Co? - nie usłyszałem sam swojego głosu - Co wy chcecie jej zrobić? - zapytałem w końcu - Przecież ona nawet mnie nie zna.
- A wiesz obserwowaliśmy cię od dawna i wczoraj byłeś u niej, więc chyba jednak coś dla ciebie znaczy - powiedział Hood.
- Kurwa! No przecież spotkałem ją raz, ona nie ma nic z tym gównem wspólnego! Zostawcie ją! - krzyknąłem.
- Oj Irwin spokojnie! Nie chcemy jej zabić! Ale idealnie pasuję do opisu szefa - wyszczerzył się ciemnowłosy chłopak.
- Nie możecie z niej zrobić dziwki Calum! - nie wierzyłem w to, co on mówi.
- Jak to nie? A ile takich podobnych do niej lasek zgarnęliśmy, a raczej ty zgarnąłeś? - pochylił się nad stolikiem - Przyznaj się po prostu, że podoba ci się ta laska, bardziej niż inne. Wiemy sami, że od kilku dni ją śledziłeś i nie przez przypadek trafiłeś na nią na tej imprezie. Coś ma w sobie, co cię intryguję Ashton! My tylko chcemy zobaczyć, co to jest - oświadczył spokojnie Hood.
- No może mi się spodobała, ale co to zmienia? Skąd wiecie, że aż tak mi będzie na niej zależeć, żeby nie pozwolić jej zabić?
Skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się na kanapie.
- Każdą inną dziewczynę dawałem zabić dla własnego dobra - powiedziałem.
Wiem byłem mega palantem i myślałem tylko o sobie.
- Bo poprzednie laski same musiały się o ciebie starać, a z tą jest inaczej - odpowiedział Calum.
Miał rację, ona była inna niż reszta. Zauważyłem ją kilka dni temu na ulicy, jak kłóciła się z kimś, była waleczna i to mnie urzekło, nie robiła to dla kogoś tylko dla siebie. Walczyła o swoje i nie chciała się poddawać. To nie jest do końca tak, że ona mi się podoba, po prostu polubiłem ją ostatniego wieczoru. Wcześniej to było takie zaintrygowanie jej osobą.
- Dobra kurwa lubię ją, ale nie tak, że mi się podoba. Tak po prostu koleżanka jak na razie. Jej wola walki jest seksowna ale tylko tyle, więc możesz się już od niej odpierdolić. Znajdę sobie ładną blondynkę i wtedy oddacie ją szefowi. - oznajmiłem.
- Irwin ty nie jesteś już w tym biznesie od dawna - powiedział Calum.
- Po pierwsze! Przejrzyj na oczy to nie żaden biznes to jest chore, co się tam wyprawia! - odpowiedziałem mu.
Wtedy do rozmowy włączył się Luke:
- Nie pieprz! Nie będziemy gadać o tym, co było. My nie chcemy żadnej głupiej i łatwej blondyny, rudej czy jakiejś innej. Myślisz, że dlaczego teraz cię złapaliśmy? Przez całe te dwa lata mieliśmy mnóstwo okazji, żeby cię złapać i zabić. Nie umiesz się ukrywać Ashton, jesteś tak bardzo widoczny wśród ludzi, że nie sposób cię nie zauważyć. Jednak cały czas szukaliśmy osoby, na której by ci zależało. Myślisz, że dlaczego za każdym razem, kiedy łapaliśmy Ciebie lub twoją dziewczynę, tylko ją zabijaliśmy, a Tobie dawaliśmy ujść z życiem, bo wiedzieliśmy, że to nie ta osoba.
- A teraz niby wiecie, że to ta właściwa? - zapytałem.
Wtedy zostaliśmy sami w kawiarence, ostatnie osoby, które tu siedziały oprócz nas wyszły.
- Zaraz się przekonamy - rzucił Michael i wyciągnął zza swojej kurtki broń.
Cała trójka wstała oprócz mnie, nie mogłem nawet przypuścić co się zaraz wydarzy, więc czekałem na rozwój wydarzeń. Michael oddał swój pierwszy strzał w sufit. Wtedy usłyszałem pisk za ladą, na pewno była to Alice. Luke i Calum weszli do pokoju dla personelu tam usłyszałem strzał. Na pewno kogoś zabili, znam ich plan działania. Wiedziałem, że Michael zaraz skoczy za ladę i weźmie Alice za włosy i pociągnie ją ku wyjściu. Nie mogłem do tego dopuścić, dlatego rzuciłem się na niego i razem upadliśmy. Jemu wypadła broń, a ja ją szybko złapałem i zacząłem mierzyć do niego.
- Alice! Słuchaj mnie! To ja Ashton! Wiem, że to trudne ale musisz mnie teraz posłuchać!
Słyszałem jej płacz.
- Nie pomogę ci bardziej, zaraz tam do Ciebie od drzwi dla personelu wejdą Calum i Luke, teraz masz co najmniej trzydzieści sekund na to, żeby jakoś zablokować te drzwi.
Wtem zobaczyłem jak wstaje i szybko spod lady wyjmuję jakieś krzesło i blokuje drzwi. Zuch dziewczyna!
Spojrzała na mnie i zaczęła krzyczeć.
- Skąd znasz tych ludzi?!
Nagle przypomniałem sobie o drugich drzwiach.
- Nie ma czasu! Trzymaj to! - podałem jej broń - I naciśnij jakby próbował wstać - spojrzałem na leżącego Michaela, który bał się ruszyć.
Ja podbiegłem do kanapy szybko podsunąłem ją pod drzwi.
- Świetnie - powiedziałem sam do siebie.
Podszedłem do Alice i zapytałem:
- Nie macie tylnych drzwi?
- Nie, kiedyś były ale ...
- Cudownie - nie pozwoliłem jej dokończyć - Mamy co najmniej pięć minut, więc wyskakuj zza lady i wiejemy.
- CO?! Nigdzie z Tobą nie jadę, co tu się w ogóle dzieje?!
- Opowiem ci wszystko w drodze dziewczyno - rzuciłem jej wkurzone spojrzenie, a ona zamilkła i tylko kiwnęła głową.
Wziąłem od niej broń i przystawiłem Michaelowi do skroni.
- Dawaj kluczyki! - powiedziałem do niego.
Ten nie miał innego wyjścia i mi je dał.
- Dobra Alice wyskakuj!
Ona zrobiła, co jej kazałem, po czym stanęła obok mnie. Objąłem ją w pasie i zacząłem się powoli przysuwać do drzwi, cały czas mając broń ustawioną na Michaela. Kiedy otworzyłem już drzwi, szepnąłem jej do ucha:
- Uciekaj do tego czarnego dużego auta.
Ona obejrzała się za siebie i pokiwała głową.
- Teraz! - krzyknąłem i oboje pobiegliśmy jak najszybciej do auta Caluma.
Wsiedliśmy do niego i za cholerę nie mogłem odpalić tego cacka.
Kiedy w końcu odpaliłem, Alice krzyknęła:
- Jedź!
Ruszyliśmy najszybciej jak mogliśmy. Za nami usłyszeliśmy jeszcze kilka strzałów, po czym odetchnąłem z ulgą.
- Pierwsze pytanie - powiedziała dziewczyna - skąd wiedziałeś, że ten chłopak nie pobiegnie za nami?
- Bo nie miał broni, musiał uwolnić najpierw kumpli, żeby coś zdziałać. - odpowiedziałem jej, nadal czując w moich żyłach resztki adrenaliny.
- No to drugie pytanie, dokąd jedziemy?
W sumie nie zastanawiałem się nad tym, jednak w myślach przeczuwałem, że w razie kłopotów tam będę jechał.
- California - oświadczyłem.
-------------------------------------------------------------------------------------
Hejka, tutaj ja!
Rozdział dość szybko, jak na mnie hahaha. Ogólnie dzisiaj poznaliście trochę bardziej Ashtona i jego świat. I już się trochę zaczyna dziać, a to dopiero 4 rozdział, więc mam nadzieję, że jesteście ciekawi, co dalej będzie.
Komentujcie, to mega motywuję!
*W tym rozdziale pojawiają się nowe postacie: Luke Hemmings, Calum Hood i Michael Clifford
Jeśli chcecie wiedzieć, jak wyglądają zapraszam na zakładkę bohaterowie*
Normalnie nie przejąłbym się takim widokiem, ale ten gość nie pasował mi do Alice. Jest za bardzo ułożony. Chociaż nie mogę oceniać, nawet go nie znam. Jej w sumie też nie. Powinienem się stąd zmyć, zanim zacznie mi jakoś zależeć. Zawsze mam słabość do takich dziewczyn, najpierw była Katie, potem Luisa, Nicole, Samantha i kilka innych lasek. Każda z nich skończyła w podobny sposób, albo w psychiatryku, albo w grobie. No cóż same chciały się wpieprzać, oczywiście na każdej mi zależało. Jednak popełniłem ze wszystkimi te same błędy. Przez to wszystko za każdym razem musiałem uciekać, ale tutaj niczego nie spieprzę. Podoba mi się tutaj i nie zamierzam się w żadną laskę wpakować. Jest to ostatnia rzecz, jaką pragnę. Jestem tu szczęśliwy, bo jeszcze nikt z dawnego życia mnie tu nie znalazł i dzięki temu mogę spokojnie żyć. Chodzę na uniwersytet, mam swoje własne mieszkanie i samochód. Kilka znajomych i chyba nic więcej nie potrzebuję.
Przechodzę przez ulicę i nagle kilka metrów przede mną stoi Luke. Zamurowało mnie, nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Czyżby znowu mnie znaleźli? Nie chciałem tego i zamknąłem oczy, mając nadzieje, że to tylko przywidzenie. Kiedy ponownie je otworzyłem nie było go. Odetchnąłem z ulgą, ale podbiegłem do miejsca, gdzie przed chwilą jeszcze stał. Rozejrzałem się dookoła. Nie ma go. Może mój mózg powoli już szwankuje i powinienem trochę odpocząć. Idę dalej ulicą zastanawiając się, co jest ze mną nie tak, kiedy nagle czuję, że ktoś przyłożył mi coś do pleców.
- Witaj Ashton! - usłyszałem jego głos.
- Calum - warknąłem - Czego chcesz?
- Mamy coś do obgadania, choć za mną, a nic się nikomu nie stanie.
Pokiwałem głową.
Czyli jednak mnie znaleźli, dlaczego byłem tak nie ostrożny. Czemu nie zauważyłem żadnych sygnałów przez ostatnie dni. Od dwóch lat uciekam i dopiero teraz mnie złapali, a ja głupi nie wiem czemu. Wydawało mi się, że wszystko mam pod kontrolną, ale jednak tak nie było.
Zdziwiło mnie, że żaden człowiek na ulicy nie zareagował na pistolet, który Calum przystawiał mi przez całą drogę do pleców. Jednak po czasie zrozumiałem, że ludzie zawsze nie widzą tego, czego nie chcą widzieć.
Ciemnowłosy chłopak zabrał mnie do swojego samochodu, kiedy tylko wsiadłem. Osoba siedząca obok mnie na tylnym siedzeniu, przystawiła mi pistolet do głowy, był to Michael.
- Witaj kumplu - przywitałem go moim najlepszym uśmiechem.
- Czy mogę od razu rozwalić mu łeb? - zapytał Luka, który siedział na miejscu obok kierowcy.
- Nie - warknął Hemmings.
Kiedy Hood wsiadł za kierownicę wiedziałem, że nie ma już żadnej ucieczki, co najmniej za pół godziny zostanę już martwym Ashtonem Irwinem.
Na początku nie wiedziałem dokąd jedziemy, czy zawiozą mnie do ich szefa i tam rozwalą czy może zrobią to bez świadków, bo w końcu to ja ich zostawiłem i ten ich cały gówniany świat.
Jechaliśmy około dwudziestu minut w ciszy, aż w końcu podjechaliśmy pod jedną z tutejszych kawiarni, na pierwszy rzut oka nie wyglądała zachęcająco. Zaśmiałem się lekko pod nosem.
- Przyjechaliśmy na kawkę chłopaki? - zapytałem, śmiejąc się.
Wszyscy trzej spojrzeli się na mnie, ale odpowiedział tylko Calum:
- To nie są żarty Irwin - odpowiedział chamsko.
Wysiedliśmy całą czwórką z auta i naprawdę udaliśmy się do tej kawiarni. Gdy weszliśmy do środka, okazało się, że jest to naprawdę spoko kawiarenka. Cała urządzona w kolorach biało-czarnych, mimo to była bardzo przytulna. Chłopaki poprowadzili mnie głąb pomieszczenia. Usiedliśmy przy najbardziej oddalonym stoliku, tak żeby inni nas nie widzieli i nie słyszeli. Ja oczywiście zająłem kanapę razem z Lukiem, a Michael i Calum musieli usiąść na fotelach, wyglądali tak dziwnie, że ja i Hemmings zaczęliśmy się śmiać. Po tych dwóch latach dalej bawiły nas te same rzeczy, ale to chyba oczywiste w końcu kiedyś byliśmy "fantastyczną czwórką". W końcu Hood wstał z miejsca i przesiadł się do stolika obok, gdzie znajdowały się dwie kanapy na przeciwko siebie. Był to wręcz idealne miejsce, bo było w rogu budynku.
- Czy możemy już przejść do rzeczy? - zapytał Michael, kiedy wszyscy już usiedliśmy.
- Oczywiście - uśmiechnął się Hood.
- No to co? Tu przyjechaliśmy żeby mnie zabić? - zapytałem ich, rozbawiony tą całą sytuacją.
- Wiesz Ashton po tym całym czasie, stwierdziliśmy, że taka kara byłaby najłagodniejsza dla ciebie. Widzisz, wymyśliliśmy coś zupełnie innego - uśmiechnął się szyderczo Calum.
Przez chwilę zastanawiałem się o co może im chodzić, ale przecież nie miałem w tym mieście nikogo bliskiego.
- Niby co? Zniszczycie mi samochód, będziecie mi lali na jajka wrzątek czy będzie mnie kopać dopóki nie umrę - kolejny raz rozbawiła mnie ta cała sytuacja, bo znowu mam nad nimi przewagę.
- Ciesz się póki możesz - oznajmił Luke i położył swoją broń na stół.
- Wkurza mnie to, że tak siedzimy zamiast mu powiedzieć o co chodzi - mówił zirytowany Michael.
- Zaraz sam zobaczy - opowiedział mu Calum.
I wtedy, jak na zawołanie w swoim fartuchu do pomieszczenia weszła Alice, niosąc tace z kawą do stolika przy oknie. Wszystko zaczęło mnie piec, jakbym się wypalał od środka. Ona nie może skończyć jak wszystkie moje byłe. Ona się w to nawet nie angażowała, nic o tym nie wie. Więc po co? Nie mogę im na to pozwolić.
- Co? - nie usłyszałem sam swojego głosu - Co wy chcecie jej zrobić? - zapytałem w końcu - Przecież ona nawet mnie nie zna.
- A wiesz obserwowaliśmy cię od dawna i wczoraj byłeś u niej, więc chyba jednak coś dla ciebie znaczy - powiedział Hood.
- Kurwa! No przecież spotkałem ją raz, ona nie ma nic z tym gównem wspólnego! Zostawcie ją! - krzyknąłem.
- Oj Irwin spokojnie! Nie chcemy jej zabić! Ale idealnie pasuję do opisu szefa - wyszczerzył się ciemnowłosy chłopak.
- Nie możecie z niej zrobić dziwki Calum! - nie wierzyłem w to, co on mówi.
- Jak to nie? A ile takich podobnych do niej lasek zgarnęliśmy, a raczej ty zgarnąłeś? - pochylił się nad stolikiem - Przyznaj się po prostu, że podoba ci się ta laska, bardziej niż inne. Wiemy sami, że od kilku dni ją śledziłeś i nie przez przypadek trafiłeś na nią na tej imprezie. Coś ma w sobie, co cię intryguję Ashton! My tylko chcemy zobaczyć, co to jest - oświadczył spokojnie Hood.
- No może mi się spodobała, ale co to zmienia? Skąd wiecie, że aż tak mi będzie na niej zależeć, żeby nie pozwolić jej zabić?
Skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się na kanapie.
- Każdą inną dziewczynę dawałem zabić dla własnego dobra - powiedziałem.
Wiem byłem mega palantem i myślałem tylko o sobie.
- Bo poprzednie laski same musiały się o ciebie starać, a z tą jest inaczej - odpowiedział Calum.
Miał rację, ona była inna niż reszta. Zauważyłem ją kilka dni temu na ulicy, jak kłóciła się z kimś, była waleczna i to mnie urzekło, nie robiła to dla kogoś tylko dla siebie. Walczyła o swoje i nie chciała się poddawać. To nie jest do końca tak, że ona mi się podoba, po prostu polubiłem ją ostatniego wieczoru. Wcześniej to było takie zaintrygowanie jej osobą.
- Dobra kurwa lubię ją, ale nie tak, że mi się podoba. Tak po prostu koleżanka jak na razie. Jej wola walki jest seksowna ale tylko tyle, więc możesz się już od niej odpierdolić. Znajdę sobie ładną blondynkę i wtedy oddacie ją szefowi. - oznajmiłem.
- Irwin ty nie jesteś już w tym biznesie od dawna - powiedział Calum.
- Po pierwsze! Przejrzyj na oczy to nie żaden biznes to jest chore, co się tam wyprawia! - odpowiedziałem mu.
Wtedy do rozmowy włączył się Luke:
- Nie pieprz! Nie będziemy gadać o tym, co było. My nie chcemy żadnej głupiej i łatwej blondyny, rudej czy jakiejś innej. Myślisz, że dlaczego teraz cię złapaliśmy? Przez całe te dwa lata mieliśmy mnóstwo okazji, żeby cię złapać i zabić. Nie umiesz się ukrywać Ashton, jesteś tak bardzo widoczny wśród ludzi, że nie sposób cię nie zauważyć. Jednak cały czas szukaliśmy osoby, na której by ci zależało. Myślisz, że dlaczego za każdym razem, kiedy łapaliśmy Ciebie lub twoją dziewczynę, tylko ją zabijaliśmy, a Tobie dawaliśmy ujść z życiem, bo wiedzieliśmy, że to nie ta osoba.
- A teraz niby wiecie, że to ta właściwa? - zapytałem.
Wtedy zostaliśmy sami w kawiarence, ostatnie osoby, które tu siedziały oprócz nas wyszły.
- Zaraz się przekonamy - rzucił Michael i wyciągnął zza swojej kurtki broń.
Cała trójka wstała oprócz mnie, nie mogłem nawet przypuścić co się zaraz wydarzy, więc czekałem na rozwój wydarzeń. Michael oddał swój pierwszy strzał w sufit. Wtedy usłyszałem pisk za ladą, na pewno była to Alice. Luke i Calum weszli do pokoju dla personelu tam usłyszałem strzał. Na pewno kogoś zabili, znam ich plan działania. Wiedziałem, że Michael zaraz skoczy za ladę i weźmie Alice za włosy i pociągnie ją ku wyjściu. Nie mogłem do tego dopuścić, dlatego rzuciłem się na niego i razem upadliśmy. Jemu wypadła broń, a ja ją szybko złapałem i zacząłem mierzyć do niego.
- Alice! Słuchaj mnie! To ja Ashton! Wiem, że to trudne ale musisz mnie teraz posłuchać!
Słyszałem jej płacz.
- Nie pomogę ci bardziej, zaraz tam do Ciebie od drzwi dla personelu wejdą Calum i Luke, teraz masz co najmniej trzydzieści sekund na to, żeby jakoś zablokować te drzwi.
Wtem zobaczyłem jak wstaje i szybko spod lady wyjmuję jakieś krzesło i blokuje drzwi. Zuch dziewczyna!
Spojrzała na mnie i zaczęła krzyczeć.
- Skąd znasz tych ludzi?!
Nagle przypomniałem sobie o drugich drzwiach.
- Nie ma czasu! Trzymaj to! - podałem jej broń - I naciśnij jakby próbował wstać - spojrzałem na leżącego Michaela, który bał się ruszyć.
Ja podbiegłem do kanapy szybko podsunąłem ją pod drzwi.
- Świetnie - powiedziałem sam do siebie.
Podszedłem do Alice i zapytałem:
- Nie macie tylnych drzwi?
- Nie, kiedyś były ale ...
- Cudownie - nie pozwoliłem jej dokończyć - Mamy co najmniej pięć minut, więc wyskakuj zza lady i wiejemy.
- CO?! Nigdzie z Tobą nie jadę, co tu się w ogóle dzieje?!
- Opowiem ci wszystko w drodze dziewczyno - rzuciłem jej wkurzone spojrzenie, a ona zamilkła i tylko kiwnęła głową.
Wziąłem od niej broń i przystawiłem Michaelowi do skroni.
- Dawaj kluczyki! - powiedziałem do niego.
Ten nie miał innego wyjścia i mi je dał.
- Dobra Alice wyskakuj!
Ona zrobiła, co jej kazałem, po czym stanęła obok mnie. Objąłem ją w pasie i zacząłem się powoli przysuwać do drzwi, cały czas mając broń ustawioną na Michaela. Kiedy otworzyłem już drzwi, szepnąłem jej do ucha:
- Uciekaj do tego czarnego dużego auta.
Ona obejrzała się za siebie i pokiwała głową.
- Teraz! - krzyknąłem i oboje pobiegliśmy jak najszybciej do auta Caluma.
Wsiedliśmy do niego i za cholerę nie mogłem odpalić tego cacka.
Kiedy w końcu odpaliłem, Alice krzyknęła:
- Jedź!
Ruszyliśmy najszybciej jak mogliśmy. Za nami usłyszeliśmy jeszcze kilka strzałów, po czym odetchnąłem z ulgą.
- Pierwsze pytanie - powiedziała dziewczyna - skąd wiedziałeś, że ten chłopak nie pobiegnie za nami?
- Bo nie miał broni, musiał uwolnić najpierw kumpli, żeby coś zdziałać. - odpowiedziałem jej, nadal czując w moich żyłach resztki adrenaliny.
- No to drugie pytanie, dokąd jedziemy?
W sumie nie zastanawiałem się nad tym, jednak w myślach przeczuwałem, że w razie kłopotów tam będę jechał.
- California - oświadczyłem.
-------------------------------------------------------------------------------------
Hejka, tutaj ja!
Rozdział dość szybko, jak na mnie hahaha. Ogólnie dzisiaj poznaliście trochę bardziej Ashtona i jego świat. I już się trochę zaczyna dziać, a to dopiero 4 rozdział, więc mam nadzieję, że jesteście ciekawi, co dalej będzie.
Komentujcie, to mega motywuję!